Po upadku komuny na przełomie lat 1989/90, który to „upadek” rzekomo zawdzięczamy genialnemu strategowi – Lechowi Wałęsie, jedynie słuszne i „wiarygodne” media orzekły, iż tylko zjednoczona Europa zapewni jej mieszkańcom dobrobyt i wieczną szczęśliwość. Lewicowo-liberalni liderzy, rodzącej się w bólach Unii Europejskiej, kusili postokomunistyczne kraje dobrobytem Zachodu.
Ukrywali w swych propagandowych hasłach fakt, iż ów „dobrobyt” był napędzany łatwo dostępnymi kredytami oraz kreatywną księgowością. Już raz doświadczyliśmy tej „manny z kapitalistycznego nieba” w czasach PRL, za rządów Edwarda Gierka.
Także po roku 1989 stare wygi zadłużonej Europy, roztaczali przed demoludami – spadkobiercami masy upadłościowej realnego socjalizmu nowe, tęczowe horyzonty świetlanej przyszłości. Podobnie jak to czynili ich marksistowsko-leninowscy protoplaści spod znaku sierpa i młota. Utopię tych haseł dziś widać na przykładzie bankrutującej Grecji. A jeszcze tak niedawno takie kraje jak Grecja, Irlandia i Polska, miały być przykładem dla reszty świata jako „zielone wyspy” gospodarczego cudu, na obszarze światowego kryzysu. Utrzymywanie statusu zielonej wyspy w międzynarodowym ratingu przez cztery lata rządów PO-PSL, kosztowało Polskę 300 mld. zł. długu publicznego. To znacznie więcej niż poprzednie rządy wydały przez okres 17 lat.
Na fali obietnic, w roku 2004 Polska przystąpiła do Unii Europejskiej. Wstąpienie do raju wiecznej szczęśliwości nie było bezwarunkowe. Warunkiem przyjęcia do UE była likwidacja „kryminogennej” własności państwowej (narodowej). Zgodnie z doktryną głównego ideologa gospodarki rynkowej – Leszka Balcerowicza, jedynie własność prywatna miała uwolnić Polskę i Europę od wszechobecnej korupcji. Czy uwolniła? – Mam bardzo poważne wątpliwości.
Decydenci, utworzonej przy Okrągłym Stole: III Rzeczpospolitej, mieli do wyboru dwa warianty prywatyzacyjne:
-równomierny podział majątku narodowego wśród wszystkich mieszkańców Polski lub,
-sprzedaż tego majątku na wolnym rynku tym, którzy mieli gotówkę.
Pierwszy wariant – podobno bezskutecznie lansowany przez ówczesnego prezydenta RP. L. Wałęsę - zakładał nadanie każdemu Polakowi bonu towarowego o wartości 300 mln. zł. Taki bon dawał prawo jego posiadaczowi do udziału w spółkach prywatyzowanego majątku narodowego lub sprzedaż bonu na wolnym rynku.
Ostatecznie zwyciężył drugi wariant: sprzedaż majątku narodowego na wolnym rynku każdemu, kto dysponował gotówką lub dostępem do kredytów bankowych (także prywatyzowanych banków).
W taki oto sposób III Rzeczpospolita Polska, stała się areną walki ekonomicznej zwanej pejoratywnie „wolną amerykanką”.
Dziś, z perspektywy 8 lat przynależności do UE, zamiast raju wiecznej szczęśliwości, Polska rysuje się wielu z nas jako kraj obowiązku pracy (bez gwarancji jej otrzymania) aż do ostatnich dni naszej ziemskiej wędrówki.
W końcu otrzymaliśmy też odpowiedź na często stawiane pytania premierowi Donaldowi Tuskowi – jak żyć?
Krótko !!!
Wasz „Politykier”.